Fundacja "Nadzieja" II
im. Stefanii Zaorskiej
w Nowym Stawie

ROMAN TKACZ

Śpij spokojnie, wietrze niespokojny...

Wspomnienie o Romku Tkaczu
Duża teczka, czapka, powiewający szalik...O, to chyba Pan Romek! Po chwil refleksja - niestety, to nie On... Bo Jego już nie ma...
Znałam go od lat, wiedziałam, że to plastyk z Domu Kultury, który mając do dyspozycji kawałek papieru, ołówek czy nożyczki potrafił wyczarować maleńkie dzieło sztuki. Mijałam go na ulicach miasta, gdy zapatrzony w „Ołówek” podziwiał grę światłocienia.
Później weszłam jako wolontariusz do domu Kultury i poznałam Go z innej strony. Dla mnie był przede wszystkim poetą. Jego utwory mówią o radości życia, o tęsknocie za tym, co minęło i nie wróci, ale też o miłości do całego świata, są pełne podziwu dla niego. We wszystkim znajdował urok, także w starości, szpetocie i rozpadzie spowodowanych upływem czasu. Stąd jego wędrówki nie tylko z długopisem, także z aparatem fotograficznym, kiedy uwieczniał wszystko, co oko dostrzegło, a aparat był w stanie uchwycić. Mówił, że piękne są góry, wspaniałe lasy i jeziora, ale nic nie ma takiego uroku jak stary wiatrak czy pochylona nad miedzą wierzba, dlatego krajobrazy żuławskie stanowiły większość tematów jego twórczości plastycznej i literackiej.
Bardzo kochał Boga, miłością czystą, taką, która nie pyta, nie docieka i nie wątpi, tylko ufa w dobroć Najwyższego. Choć bywało, że spierał się z nim, szczególnie gdy komuś działa się krzywda. Komuś, nie Jemu samemu. Ale jednocześnie malował świętych, wcześniej czytał ich życiorysy, dowiadywał się z różnych źródeł, jakimi byli ludźmi, bo to było dla niego ważne. I nigdy nie ustawał w zdobywaniu nowych wiadomości. Dużo pytał i jeszcze więcej czytał, bo interesowało go praktycznie wszystko. Malując dawnych bohaterów, pisarzy, kompozytorów, starał się nie tylko uchwycić podobieństwo, ale także to „coś”, co sprawiało, że postaci na drewnie czy blejtramie nie były tylko kalkami portretów innych malarzy, ale zachowywały indywidualność.
Był świetnym obserwatorem życia codziennego. Wystarczyło mu kilka chwil w towarzystwie danej osoby, aby zagrać ją - głosem, ciałem, detalem przebrania, wykonanym naprędce z papieru czy innego znajdującego się pod ręką tworzywa. Wszyscy znali Romka Tkacza jako fenomenalną Hankę Bielicką, a my, bywalcy Domu Kultury często widzieliśmy samych siebie w Jego wykonaniu. Mistrzowsko też nadawał przezwiska wszystkim, wśród których przebywał.„Matka Teresa”, „doktor Quinn” czy „Princessa” to tylko niektóre z nich.
Nie grał w karty, ale korzystał z nich wróżąc każdemu, kto tylko chciał, w piątki, oczywiście.
Kochał wszystko, co go otaczało: drzewa, domy, zwierzęta, a przede wszystkim ludzi. Mimo że często go krzywdzili, a on nie umiał się bronić. Nie było w nim agresji, wręcz przeciwnie, wielka chęć usprawiedliwienia każdego. I wielka umiejętność wybaczania.
Ale myli się, kto myśli, że Romek był człowiekiem idealnym, co to, to nie! I tu właśnie miałam napisać o Jego wadach, lecz... mam ograniczoną ilość miejsca. Może to i dobrze. Zapamiętajmy Go takiego, jakim był w głębi duszy: wrażliwym i ciepłym człowiekiem, gotowym przytulić do serca każdego...
Śpij spokojnie, wietrze niespokojny... Dobranoc...
Małgorzata Jędrzejewska
m@j





2007 2008 2009 2010 2011 2012